09 listopada 2015

Dior Poison EdT- czyli jak pachnie kobieta poison?




Za oknem wybitnie jesienna aura. Od kilku dni w Krakowie mgliście i szaro, chyba że to tylko trujący smog, o którym wszyscy trąbią na ulicach. W dodatku nie tak dawno obchodziliśmy święto zmarłych, a 1 listopada zawsze nastraja melancholijnie i skłania do zadumy. Memento mori jak to dawniej się mówiło. Właśnie w tym ponurym czasie zdecydowałem się na testy czegoś mocnego i mrocznego. Nie zastanawiając się zbyt długo sięgnąłem po próbkę klasycznego Poison od Diora. Zapach znany z przeszłości, dziś już zdążył zatrzeć się w mojej pamięci, prawdopodobnie z powodu małej popularności. W czasach królowania wszędobylskich słodziaków dosłownie nigdy nie miałem okazji wyczuć tych perfum na żadnej kobiecie, czy to znanej osobiście czy też przypadkowo mijanej gdzieś na mieście. Dlatego rozsiadłem się wygodnie na kanapie, na stoliczku obok kładąc filiżankę zielonej herbaty i zaaplikowałem sobie (samodzielnie i z własnej nieprzymuszonej woli =P ) sporą dawkę trucizny...





Początek jest ciężki. Króluje w nim tuberoza, kwiat piękny, lecz w perfumach potrafi niesamowicie zdominować kompozycję, rozpychając się łokciami na wszystkie strony krzycząc przy tym głośno. Jest dosyć trudnym tematem dla nosów, stąd w branży zapachowej nazywa się ją czasem "nierządnicą perfumiarstwa". Woń zdaje się być chemiczna i przypomina środki do stylizacji włosów. Nic dziwnego, że pierwsze minuty projekcji Poison mogą odstraszyć od dalszych testów. Zaraz za Białą Królową postępuje śliwka, lecz nie nazwałbym jej wędzoną, bo i z takimi opiniami się spotkałem. Ja wyczuwam aromatyczną konfiturę śliwkową, praktycznie wcale nie dosłodzoną, cierpką i tylko dla koneserów takich wyrafinowanych smaków. W tle wybrzmiewa kadzidło, roztaczając narkotyczną aurę dymu i tajemnicy. Przywodzi na myśl olibanum, ponieważ stwarza wrażenie pewnego rodzaju chłodu i dystansu, nie wpadając jednakże w klimaty kościelne. Dzięki temu jest idealnie wyważone, razem ze śliwką tworząc mroczne tło dla białych kwiatów, głownie jaśminu, które dołączają do tuberozy w sercu kompozycji. Po kilku godzinach gęsta konfitura ze śliwek delikatnie się wysładza zapewne za sprawą miodu. Zapach pokazuje równocześnie swoje bardziej drzewne oblicze przechodząc do nut bazy. Czuję się odurzony...




Poison to jedne z najlepszych damskich perfum jakie dane mi było kiedykolwiek poznać. Truciznę uwarzył w roku 1985 Edouard Flechier, a ona sama stała się poniekąd symbolem lat '80 XX wieku. Zamknięto ją w eleganckim flakoniku z ciemnofioletowego szkła, kształtem przywodzącego na myśl jabłko. Tak jak w bajce o Królewnie Śnieżce, której zła królowa macocha podrzuciła zatruty owoc, celem pozbycia się konkurentki do tytułu najpiękniejszej. Kompozycja, z racji swojej mocy, nadaje się raczej na chłodne jesienno-zimowe wieczory. Przeznaczono ją dla silnych, pewnych siebie kobiet, które chcą wyraźnie zaznaczyć pozycję w społeczeństwie, kreując wokół swojej osoby atmosferę tajemniczości, niedostępności a zarazem erotyzmu. Tak moi drodzy, zapach ten wprost emanuje seksapilem ale w takim dojrzałym wydaniu. W żadnym wypadku nie jest tani ani wulgarny. Nosić je z prawdziwą godnością potrafi zapewne tylko elegancka i znająca swoją wartość pani, na jaką we Francji zwykło się mówić per poison właśnie. 



Perfumy zdobyły w 1987 roku prestiżową nagrodę FiFi w kategorii Women's Luxury. Skomponowano je z najwyższej jakości składników, co bez wątpienia można wyczuć. Bardzo dobra, ponad 10h trwałość idzie w parze z ogoniastą projekcją przez pierwsze godziny po aplikacji. Widać w nich kunszt dawnego perfumiarstwa, nie nastawionego jeszcze w tak perfidny sposób na zysk jak w dzisiejszych czasach. Mamy tu do czynienia z ciekawym pomysłem oraz jego brawurowym wykonaniem, dzięki któremu Poison na zawsze wpisało się w panteon zapachów klasycznych i ponadczasowych. Ich premiera zapoczątkowała modę na wonie zdecydowane i z charakterem. Nie sposób na koniec wspomnieć o rewelacyjnej moim zdaniem kampanii reklamowej, która idealnie oddaje cechy produktu. Zamieszczone wyżej zdjęcie przedstawiające kobietę przed lustrem, z daleka zmieniające się w trupią czaszkę, należy do jednej z moich ulubionych reklam perfum w ogóle.

Jak widać rozpływam się wprost w zachwytach nad propozycją domu mody Dior. Dochodzą mnie oczywiście głosy, iż Poison zdążył przejść reformulację, która zmieniła go w lekki śliwkowy kompocik, w porównaniu do czasów swej świetności. Ja nic takiego nie wyczułem, chociaż pierwszej wersji z lat '80 nie wąchałem. Kto jeszcze nie poznał tych perfum niech szybko nadrobi zaległości. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to zapach dla was, to zwyczajnie wstyd nie znać kompozycji tej jakości i tego kalibru. Na mnie trucizna zadziałała i ani myślę szukać antidotum...

Piramida zapachowa
Nuty głowy: śliwka, dzikie jagody, kolendra, anyż, brazylijskie drewno różane
Nuty serca: tuberoza, jaśmin, kwiat afrykańskiej pomarańczy, kadzidło, biały miód, opoponaks, róża, goździk (kwiat), cynamon
Nuty bazy: drewno sandałowe, drewno cedrowe, wetyweria, wanilia, żywica bursztynowa, heliotrop, piżmo

Kompozycja: 5/5

Trwałość: 5/5

Projekcja: 4,5/5

Flakon: elegancki, idealnie pasujący do nazwy i samej kompozycji

Ogólna ocena: 5/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz