28 lipca 2015

Powitanie

Witam Cię Drogi Czytelniku na moim straganie.


W niedalekiej przeszłości, tak jak statystyczny Kowalski znad Wisły, nie przykładałem zbyt wielkiej wagi do tego czym pachnę. Moją pierwszą wodę toaletową, będąc na 1 roku studiów, sprezentowałem sobie sam w sieci popularnych drogerii na literę R. Po prostu stałem przed półką i psikałem na chybił trafił tym co wpadło mi w ręce licząc, że znajdę wśród takiego nawału falkonów (w tamtych czasach faktycznie był to przytłaczający widok) mojego Świętego Grala. W rezultacie tych poszukiwań pachniałem w sposób miły i bezpieczny, roztaczając mgiełkę sztucznego do bólu, nienarzucającego się otoczeniu zapaszku znikającego w przeciągu kilku godzin. Czy pachniałem źle? Ależ w żadnym wypadku. Z perspektywy czasu myślę nawet, że całkiem odpowiednio jak na mój młody wówczas wiek. Co więcej, zdarzyło się kilka razy usłyszeć zapachowy komplement od płci przeciwnej, co oczywiście było bardzo miłe i w zupełności mi wystarczało. Bywało, że czasem błądząc w odmętach internetu natknąłem się na jakieś newsy o nowościach perfumowych lub rankingi "najlepszych perfum męskich, po powąchaniu których kobietom od razu zsuwa się bielizna" czy inne tego typu farmazony... Jednakże nie brnąłem dalej w temat wiedząc, że i tak nie będzie mnie stać na taki luksus (mit biednego studenta kłania się w pas).